G R A G I E Ł D O W A.

sobota, 23 kwietnia 2011

Idealny inwestor.

Większość drobnych inwestorów zastanawia się i doszukuje sygnałów, świadczących o tym, czy rynki akcji osiągnęły już swoje szczyty, czy też jest jeszcze miejsce na wzrosty, bardzo często kierując się analizami tzw. ekspertów, którzy często popełniają błędy, przegrywając z rynkiem. Jest oczywiście kilku takich ekspertów, jak np. Buffet, czy Soros od lat obecnych w świecie transakcji finansowych i w dodatku odnosząc sukcesy w tak trudnej sztuce, jak inwestowanie. Jest jednak osobną kwestią, pytanie czy są oni lepszymi inwestorami, czy też sprzedawcami funduszy, którymi kierują.

Czym jednak różnią się Ci dwaj Panowie od innych "zwykłych" inwestorów ?
Na to pytanie próbował odpowiedzieć niejaki Michael Shermer, wydawca czasopisma "Sceptic", który regularnie pisze felietony do mojego ulubionego "Świata Nauki". W kwietniowym numerze opisuje jak będąc gościem w programie niejakiego Johna Stossela zajmującemu się demaskowaniu różnych pseudonaukowych teorii, wzięli na warsztat fundusze inwestycyjne. Stossel podjął próbę udowodnienia, że mimo szumnych reklam zarządzający funduszami inwestycyjnymi nie potrafią pokonać rynku i systematycznie osiągać zysku, niezależnie od sytuacji rynkowej. W tym celu rzucił 30 rzutkami w listę spółek giełdowych, po czym porównał notowania trafionych spółek i własny wynik z notowaniami oraz wynikami 10 największych funduszy [prawd. amerykańskich]. Wynik: rzutki - wzrost o 31%, fundusze, średni wzrost ok. 9,5%. Oczywiście próbka była niewielka i pewnie, aby eksperyment uznać za wiarygodny, próbę należało by podjąć wiele razy, co zresztą przyznał sam prowadzący, który powiedział, że przy większej liczbie prób wynik na chybił trafił wynosił średnio 12%, co jednak nadal jest o 2,5% lepszym wynikiem, niż wspomnianych funduszy.
Inny gość owego programu, ekonomista Burton M. Malkiel z Princeton University, przyznał, że w ciągu ostatnich 10 lat, 2/3 aktywnie zarządzanych funduszy osiągało zyski mniejsze, niż bardziej pasywne fundusze indeksowe (tzw. ETF-y). Zresztą, wg badań przeprowadzonych na 452 funduszach w latach 1990 - 2009 tylko 13 osiągnęło wynik lepszy niż średnia rynkowa.
To chyba potwierdza, fakt, który wielu z nas zna, albo gdzieś przeczuwa - nie ma takiego systemu, czy eksperta, który potrafi przewidzieć przyszłe zachowania rynków i trafnie określić: kupować, czy sprzedawać. Nikt tego nie potrafi.
Co więcej tak się dzieje również wśród specjalistycznych inwestorów, skupiających się tylko na wybranych działach gospodarki. Przykładem niech będzie zarządzający funduszem hedgingowym BP Capital Management, pan T.Boone Pickens, który w ostatnim czasie porzucił "plan Pickensa" polegający na inwestowaniu w siłownie wiatrowe na rzecz inwestowania w gaz ziemny, którego ceny miały bardzo wzrosnąć. Te jednak nagle spadły, kiedy rozwinęła się technologia pozyskiwania gazu łupkowego, nie wspominając o renesansie tzw. zielonych energii, po awariach elektrowni atomowych w Japonii. Nikt tego nie potrafił przewidzieć.
Zdaniem autora felietonu Shermer'a świat jest bardzo chaotyczny, wszystkim rządzi przypadek, zaś niezliczona liczba zmiennych komplikuje obraz rzeczywistości. Za to nasze niedoskonałe mózgi, wszędzie doszukują się porządku i nie są stworzone do tego by dobrze sobie radzić z taką złożonością. Upraszczamy i uogólniamy, jesteśmy dobrzy w podejmowaniu szybkich decyzji na bazie krótkotrwałych przewidywań i nie radzimy sobie z rzetelną analizą długotrwałych inwestycji. Dlatego tracimy ślepo wierzymy w nieomylność ekspertów, którzy co gorsza sami siebie oszukują, najczęściej dopasowując dane i ich interperetację do własnych przekonań. Ów fakt udowodnił profesor Philip  E. Tetlock z Uniwersity of California, który przeprowadził analizę aż 82361 prognoz 284 ekspertów z różnych dziedzin nauk politycznych, ekonomicznych, historii oraz dziennikarstwa. Tetlock doszedł do wniosku, że ich wynik nie był lepszy od metody "chybił, trafił"...
Odkrył jednak jedno, istotne zjawisko. Otóż, tzw. "lisy" (jak ich określił) znający się tylko pobieżnie, jednak na wielu rzeczach, radzili sobie w prognozowaniu lepiej niż tzw. "jeże" mające szeroką wiedzę, ale tylko w wąskiej dziedzinie. Najgorzej zaś prognozowali "myśliciele", specjalizujący się w jednym temacie, którzy częstokroć ekstrapolowali wiedzę z owej dziedziny na inne obszary nauki, zbywając inne głosy osób mających przeciwne zdanie, jako tych "którzy nie nadążali za ich tokiem myślenia", będąc święcie przekonanym o własnej nieomylności (oczywiście niezasadnie).
Profesor Tetlock wyróżnił również tzw. "myślicieli" znający mnustow tajników swojego fachu, jednak sceptycznych wobec uogólnień, traktujących własne przewidywania z dużą dozą rezerwy, a przede wszystkim traktujący prognozowanie nie jako proces dedukcyjny, ale jako swego rodzaju puzzle, dopasowując ad hoc dane z różnych źródeł.

Zatem głęboka wiedza pozwala się wprawdzie skupić na wybranej dziedzinie, jednocześnie jednak zaburza właściwą ocenę innych punktów widzenia danego problemu i w błędnym poczuciu własnej nieomylności, kiedy dopasowywano dane do własnych poglądów, sprawia, że nie dostrzegamy lub ignorujemy istotne dane mające duży wpływ na badane zjawisko.
W takich sytuacjach pomocna staje się pewna doza sceptycyzmu i pokory, aby nie wpaść w pułapkę przekonania o własnej wielkości.
Czy można zatem powiedzieć, że Buffet lub Soros to takie "lisy",które mimo dużej wiedzy nt. rynków finansowych nadal pozostają sceptyczni wobec posiadanej wiedzy, czy też sprawni sprzedawcy marzeń z Wall Street, którzy wprawdzie nie osiągają lepszych wyników niż rynek, ale potrafią świetnie sprzedawać produkt, jakim są jednostki ich funduszy inwestycyjnych ?
Dla nas maluczkich wypływa jeden wniosek: fundusze to nie są czarne skrzynki do zarabiania, nimi również należy zarządzać i w razie potrzeby zmieniać, ponieważ dobre wyniki z lat poprzednich nie dają gwarancji, że tak będzie w kolejnych latach. A najważniejsze jest aby chronić kapitał, a dopiero potem rzucać się na biznesy życia, które potencjalnie mają przynieść krociowe zyski.

P.S.
Wpis jest właściwie przedrukiem felietonu Michaela Shermera opublikowanego w Świecie Nauki z kwietnia 2011.

1 komentarz: