G R A G I E Ł D O W A.

środa, 27 lutego 2013

Pierwsze jaskółki


Ostatnio daje się zauważyć coraz więcej artykułów, w których autorzy zastanawiają się nad powrotem na rynek akcji i bardziej ryzykownych instrumentów finansowych. Na razie to "pierwsze jaskółki", ale być może jest już czas, aby część oszczędności zacząć odkładać na akcje i temu podobne.
Znając moje lenistwo, pewnie dokupię kolejne jednostki funduszu ETF, naśladującego notowania indeksu WIG20, jednakże wracam ostatnio do mojej ulubionej strony internetowej:  http://www.akcjegrahama.pl.
Znajdziecie tutaj naprawdę dobre narzędzie, pozwalające wybrać spółkę w dobrej kondycji finansowej za niezbyt wygórowaną cenę. Jak oczywiście korzystam z metody najprostszej. Wg tej metody pierwszym sitem, którym odsiewam ziarna od plew jest wybranie listy spółek, których wskaźnik C/Z musi być mniejszy od 7, zaś wskaźnik zadłużenia spółki nie może przekroczyć 50%. I tak z listy ponad 400 spółek  notowanych na warszawskim parkiecie, do analizy pozostaje nam kilkanaście podmiotów, a jak jeszcze weźmiemy tylko, te ktorych zyski rosną i płacą dywidendę zostaje jakieś 3 do 5 przedsiębiorstw.
 Oczywiście żadna metoda analizy i doboru spółek nie gwarantuje nam, że dokonamy zakupów w odpowiednim czasie. Nawet stosując analizę techniczną, co do skuteczności której nie jestem do końca przekonany, potrzebne jest jeszcze pewnego rodzaju wyczucie oraz ogromna wiedza z zakresu ekonomii, aby trafić w odpowiedni moment, kiedy wiadomo, że ceny papierów będą rosły.
Dla mnie pewnego rodzaju sygnałem jest ten artykuł, wprawdzie nie ze specjalistycznego portalu, a z Interii, ale mnie zainteresował:
http://mojeinwestycje.interia.pl/news?inf=1896289#ipad
Jak zawsze, zalecam ostrożność i nie spieszcie się z zakupami, lepiej stracić okazje i te wirtualne procenty, niż oszczędności, ponieważ jeśli nie obracacie milionami złotych, lepszy wynik daje systematyczne oszczędzanie, niż polowanie na super okazje inwestycyjne.

niedziela, 10 lutego 2013

Granice wolności ekonomicznej


Kochani, dziękuję za komentarze pod poprzednim wpisem, doceniam, że odwiedziliście to miejsce po roku ciszy.

Zacząłem się zastanawiać nad wolnością i jej granicami. Pozornie, wszystko wydaje się w porządku - mamy właściwie niezależne media i wolność słowa, możemy się swobodnie poruszać i przekraczać granicę, ale czy naprawdę jesteśmy całkowicie wolni ? Większość z nas gdzieś pracuje, oddaje swój czas i umiejętności za wynagrodzeniem. Czy jednak może pochwalić się pełną wolnością słowa mówiąc o swojej firmie ? Kto z nas, przy zdrowych zmysłach podpisze się pod publiczną (i oczywiście konstruktywną) uwagą krytyczną w stosunku do miejsca pracy, czy przełożonego, np. na Facebook'u ? Albo popisując się imieniem i nazwiskiem skrytykuje konkretnego urzędnika państwowego, np. celnika. Dla takiego np. agenta celnego byłoby to samobójstwo zawodowe. Ograniczamy się i godzimy na poddaństwo, zresztą za naprawdę niskie wynagrodzenie w porównaniu do pozostałych obywateli UE, bo musimy zarabiać pieniądze na niepohamowaną konsumpcję finansowaną w dużej części kredytami. No właśnie, kredyty... Te pułapki ekonomczne, w które wpadamy z naszej własne woli. Przecież sami zakładamy sobie niewolniczą obrożę kredytową. Ja jestem najlepszym przykładem takiego niewolnictwa kredytowego - 4 lata temu bez większego namysłu wziąłem kredyt mieszkaniowy w frankach szwajcarskich. I teraz praktycznie jestem ekonomicznym niewolnikiem, który co miesiąc musi przynieść 2 tys. i tak przez 25 lat.
Niby człowiek wolny, niby mogę iść gdzie chcę, robić co chcę, a jednak czuję że jestem nie w pełni wolny, że służę jak średniowieczny wasal mojemu pracodawcy, jakiemuś "grubasowi" z banku i całej rzeszy urzędników traktujących mnie jak petenta. To niby nic wielkiego, ale coś jest nie tak, nie dysponuję moim czasem w pełni swobodnie.
Jasnym jest, że żyjemy w społeczeństwie , w cywilizacji i konieczne jest pewne ograniczenie własnej wolności, aby żyć wspólnie, inaczej groziłaby nam anarchia.
Jednkaże ostatni (pięcio letni już) kryzys pokazuje nam, jak krucha jest demokracja i wolność, że kilka procent boznów współczesnej finansjery, jedną decyzją wpływa na stan gospodarki i naszych finansów, a dalej na naszą wolność.
Brzmi to prawie jak jakiś komunistyczny manifest i nie potrafię do końca jasno napisać co jest nie tak, ale jednak coś mnie uwiera, wiedząc, że wszyscy musimy zaciskać pasa, że realne przychody spadły w ubiegłym roku o jakieś 0,3%, zaś przychody managementu wzrosły o ok. 25%.
Brakuje mi solidarnego zaciskania pasa, szczególnie, że autorami współczesnych problemów są właśnie ci goście w białych kołnierzykach.
Zresztą więcej na temat poziomu zarobków w Polsce i pozostałych krajach UE przeczytacie tutaj. Artykuł krótki, ale daje trochę domyślenia.
A rada na niedzielę - ciągle ta sama, nie bierzcie kredytów :). Nie nabijajcie kieszeni jakiemuś grubasowi i zachowajcie jak najwięcej wolności osobistej.