G R A G I E Ł D O W A.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Bezpieczne inwestycje

Wielu z nas, rozpoczynając działalność na rynkach inwestycyjnych poszukuje tzw. "czarnej skrzynki", do której mógłby wkładać pieniądze i po jakimś czasie wyciągać je spowrotem wraz z odpowiednio wysokim zarobkiem w postaci procentu...
Takie są początki, które najczęściej kończą się stratą pieniędzy, wielkim rozczarowaniem i porzuceniem rynków finansowych.
Ci, którzy są wystarczająco uparci (albo głupi, jak twierdzą niektórzy), brną dalej, stawiają na edukację, czytają książki, płacą za kursy i często nadal tracą zbytnio ufając takiemu, czy innemu guru finansów.
W końcu, kiedy już stracą wystarczająco dużo pieniędzy i nadal się nie zniechęcą zaczynają rozumieć, że inwestowanie to taka sama, ciężka praca na pełen etat, jak każda inna i że nie ma dróg na skróty, a każda metoda inwestycyjna, analiza i decyzja obarczona jest ryzykiem strat.
Ok, to sięgnęliśmy już dna i co dalej ?



Dalej niektórzy ludzie, do których sam się zaliczam, stają się bardziej leniwi, albowiem okazuje się, że prawdziwe inwestowanie zaczyna się dopiero od ok. 100 tys. pln, wówczas można dopiero mówić o zyskach, które w jakiś rozsądny sposób pokrywają koszty prowizji maklerskich, a przede wszystkim czas i pracę, jakie poświęcamy tej "zabawie".

Dlatego, moim zdaniem na początku lepiej skupić się na oszczędzaniu, wypracowaniu metody regularnego oszczędzania i najważniejsze "OCHRONY KAPITAŁU".

Czemu właściwie piszę powyższe truizmy ? Ano przeczytałem wpis o rozczarowaniu niektórych inwestorów rynkiem Catalyst, który w teorii miał być taką bezpieczną przystanią dla inwestorów zmęczonych rynkiem akcji, pragnących wypracowywać wyższe zyski niż na lokatach, przy stosunkowo dużym bezpieczństwie inwestycji.
Rozczarowaniem okazały się obligacje korporacyjne - spora część firm emitujących papiery dłużne na Catalyst nie spłaca swoich zobowiązań. Co gorsze liczba takich niesolidnych dłużników rośnie. Kiedy jeszcze jakieś 3-4 lata temu liczba niespłacających oscylowała wokół 4,5%, to obecnie jest to prawie 10% emitentów komercyjnych na tym rynku.

Myślę, że znowu ktoś uwierzył w "czarną skrzynkę" i utopił pieniądze. Czasem warto wrócić do absolutnych podstaw i uprościć wszystko. Zastanówmy się czym są w gruncie rzeczy obligacje - przecież to nic innego, jak pożyczka, której udzielamy komuś w zamian za odpowiednie wynagrodzenie w postaci oprocentowania. To teraz wyobraźmy sobie, że nie kupujemy obligacji, tylko mamy przed sobą ok. 100 osób (tyle mniej więcej jest obecnie emitentów na Catalyst), które prężą się i wdzięczą przed nami, aby pożyczyć im naszą kasę. Czy dalibyśmy swoje ciężko zarobione pieniądze pierwszemu (lub pierwszej, by być poprawnym politycznie) lepszemu, który oferuje najwyższe oprocentowanie ?
Nie dawajmy kasy ot tak sobie - każde kupno obligacji powinno być poprzedzone przynajmniej jedno lub dwu dniową analizą. Więcej czasu poświęcamy przeglądowi i analizie produktów AGD, kiedy chcemy kupić np. lodówkę, niż obserwacji danego podmiotu, który emituje obligacje. Wystarczy czasem zastanowić się, jak wiele dni poświęciliśmy oglądaniu sprzętu, czytaniu o nim i chodzeniu po sklepach nim kupiliśmy ową przykładową lodówkę, a ile czasu poświęciliśmy nabywając jakieś papiery wartościowe. Zwykle decyzja nie zajmuje nam więcej niż jeden dzień, a czasem mniej niż godzinę.

Być może, jeśli ktoś zastanawia się nad kupnem walorów z rynku Catalyst (i każdym innym rynku finansowym), powinien najpierw pomyśleć o swoim profilu psychologicznym - jak wielkie ryzyko i starty mogę unieść, czego oczekuje po moich inwestycjach i jaki jest cel tych inwestycji ?

W moim przypadku celem jest emerytura, więc ja na Catalyst szukam przede wszystkim bezpieczeństwa, którego na pewno nie zapewnią obligacje korporacyjne. Poza tym mnie nie interesuje krótki horyzont inwestycyjny, rzędu miesięcy, czy nawet kilku lat. Dlatego skupiam się głównie na dobrze zabezpieczonych obligacjach komunalnych czy nawet czasem Skarbu Państwa, które pewnie będę trzymał przez wiele lat do momentu ich wykupu (nawet jeśli po drodze mogę stracić okazję do korzystniejszej sprzedaży), ponieważ cały czas mam w głowie cel: emerytura oraz priorytet: bezpieczeństwo. Taka strategia wynika z braku chęci i czasu, aby ciągle śledzić notowania giełdowe i czytać doniesienia z rynków. Na mój rachunek maklerski zaglądam nie częściej niż raz na miesiąc. To jest oczywiście moja droga, która tak, jak każda inna ma swoje wady i zalety.

Pisząc powyższe nie chcę się chwalić swoim systemem inwestycyjnym, czy przekonywać kogokolwiek do takiej metody oszczędzania i inwestowania, ponieważ nie jest ona ani najlepsza, ani nie chroni w pełni od strat. Mam jednakże nadzieję, że jeśli ktoś, kto będzie czytał te słowa, zastanowi się i na samym początku ustali sobie dwie rzeczy - cel inwestowania, po co wogóle odmawiam sobie przyjemności bieżącej konsumpcji oraz priorytet (lub główną zasadę) jakiego będziemy się trzymać podczas inwestowania (w moim przypadku jest to bezpieczeństwo kapitału).

4 komentarze:

  1. Trzeba próbować wszystkiego bo jak się trzyma pieniądze w skarpecie to na pewno zysku się nie będzie miało.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że inwestycje swoich finansów to dobry pomysł na oszczędzanie pod warunkiem, że będą to inwestycje pomyślne. A po drugie, aby inwestować w obligacje czy akcje, trzeba mieć na ten temat wiedzę. Dla przeciętnego Kowalskiego chyba najlepszą opcją są po prostu lokaty bankowe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przy każdej inwestycji jest ryzyko ale jak ktoś nie próbuje to nigdy nie zarobi

    OdpowiedzUsuń
  4. Inwestowanie zawsze wiąże się z ryzykiem i nie można tego pominąć. Nie istnieją stu procentowo bezpieczne sposoby lokowania kapitału. Straty są nieodłącznym elementem inwestowania na rynkach kapitałowych. Jak nie możesz się z tym pogodzić to lepiej dać sobie spokój.

    OdpowiedzUsuń