Zdarzyło się tak w sierpniu zeszłego roku, że letnia burza i gradobicie uszkodziło mi samochód. Nie martwiłem się jednak zbytnio, bo zainwestowałem w polisę AC, w dodatku nieco droższą, zapewniającą szerszy zakres ubezpieczenia. Niestety moje zadowolenie było przedwczesne, ponieważ wybrałem ubezpieczyciela kierując się tylko ceną.
Owo kryterium przywiodło mnie do Polskiego Towarzystwa Ubezpieczeniowego, które za stosunkowo niewysoką cenę ok. pln 1200 zaoferowało mi ubezpieczenie OC, Assitace oraz AC (uwzględniające brak udziału własnego w ewentualnych naprawach oraz oryginalne części), przedmiotem ubezpieczenia zaś był 7 letni samochód małolitrażowy, średniej klasy.
Wszystko było fajnie nawet w momencie, kiedy zgłosiłem wypadek i uszkodzenie karoserii przez grad. Pani z infolinii, zapisała wszystko, przydzieliła numer sprawy i poprosiła o cierpliwość, każąc czekać ok. 2 tygodni na kontakt z rzeczoznawcą.Dla mnie nie było problemu, samochód działał, miał tylko wgniecenia w karoserii, więc mogłem poczekać.
Po ok. 3 tygodniach chciałem się dowiedzieć, co z tym rzeczoznawcą i poznałem wagę numeru sprawy, który PTU przydziela, bo bez tego ani rusz. Prócz tego nauczyłem się na infolinii nie warto wybierać opcji, wg której sprawdza się status zgłoszonej szkody, bo połączy was z automatem, który bez ładu i składu będzie mówił, jakie dokumenty dostarczono, a jakich nie, co w dodatku w moje sprawie nie pokrywało się z rzeczywistością. Zatem żeby uzyskać jakąkolwiek informację, należy wybrać opcję, że się chce zgłosić nową szkodę - wówczas połączy Was z żywą osobą, co nie znaczy, że będzie to łatwiejsza rozmowa niż z automatem.
Próby kontaktu drogą e-mail są bez sensu - do dzisiaj nie odpisali na żadną z moich wiadomości, czy pytanie. Pozostaje jedynie telefon i tradycyjna poczta.
Acha i odpuście sobie próby kontaktu z rzeczoznawcą PTU, który prowadzi Waszą sprawę - nie odbiera telefonu służbowego i nie odpowiada na e-maile.
Wracając do mojej historii, po około 3 tygodniach skontaktował się ze mną rzeczoznawca, z którym umówiłem się na oględziny samochodu w ASO (autoryzowanej stacji obsługi), gdzie porobił zdjęcia, spisał raport i podpisał kilka dokumentów, które owa ASO wymagała na wypadek, gdyby mieli wykonać naprawę.
Potem już tylko czekałem miesiąc, w czasie którego ASO miało przysłać kosztorys ubezpieczyciela i ruszyli się dopiero, kiedy przypomniałem im, że być może, jak chcą zarobić na tej naprawie, to powinni wykazać nieco więcej inicjatywy i szybciej przygotować kosztorys prac.
Kiedy wreszcie kosztorys trafił do PTU, czekałem kolejne dwa tygodnie na ich odpowiedź, w której uznali, że pojazd doznał tzw. szkody całkowitej i zamiast sfinansować naprawę samochodu, wypłacą mi pewne odszkodowanie, które stanowiło jedynie ok. 30% sumy potrzebnej na naprawę.
W tym samym czasie inny znajomy, mający podobną przygodę i ubezpieczenie w PZU S.A. odebrał naprawiony samochód po ok. miesiącu, czyli w drugiej połowie września.
Tyle żalów, a teraz konkrety. W czasie kiedy walczyłem z PTU (oczywiście oprostestowałem ich decyzje, na co uzyskałem odpowiedź, że mogę se iść do sądu, jak chce, bo oni i tak się niczego nie boją), poczytałem i "odkryłem", że polisa AC traktowana jest bardziej jak umowa cywilno-prawna i regulowana jest trochę innymi przepisami niż polisa OC.
Polisa AC jest ubezpieczeniem dobrowolnym i przepisy dają ubezpiczycielom większą swobodę w jej konstruowaniu. Najważniejszym narzędziem, dzięki któremu np. PTU chroni się przed rzeczywistym usunięciem następstw szkody i poniesieniem rzeczywistych kosztów naprawy, jest instytucja tzw. "szkody całkowitej". W skrócie polega ona na tym, że ubezpieczyciel stwierdza całkowitą utratę wartości przedmiotu ubezpieczenia w wyniku danego wypadku lub inaczej mówiąc stwierdza, że koszt ewentualnej naprawy przekracza wartość przedmiotu ubezpieczenia.
W praktyce ubezpieczyciele wyceniają wartość samochodu (nieuszkodzonego) wg. pewnego standardowego cennika, porównują ją z wyceną kosztu naprawy i jeśli koszt naprawy jest większy lub równy pewnemu procentowi wartości pojazdu, stwierdzają szkodę całkowitą. Wycena jest oczywiście zwykle zaniżona, zaś ów magiczny próg to zwykle 70%. Zatem jeśli kosz naprawy wynosi 70% i więcej wartości sprawnego samochodu orzekają szkodę całkowitą.
Cenę sprzedaży uszkodzonego pojazdu również wyliczają wg pewnych standardowych tabel, ale w gruncie rzeczy robią to bardzo arbitralnie i zwracają jedynie różnicę miedzy ceną pojazdu sprawnego i uszkodzonego. Dzięki temu zamiast pokryć pełną kwotę naprawy, wykpiwają się 20-30% faktycznych kosztów naprawy.
Próg procentowy i sposób wyliczania wartości samochodu, ubezpieczyciele mogą sobie wybierać dowolnie, ponieważ w przypadku AC, nie ma praktycznie przepisów, które by to w jakiś sposób regulowały - inaczej niż w przypadku obowiązkowych polis OC, ale to inna historia.
Na koniec puenta.
Wybierając ubezpieczyciela, u którego wykupicie polisę AC, sprawdźcie koniecznie, czy warsztaty samochodowe lub ASO godzą się wykonać naprawę bezgotówkowo, to znaczy, czy godzą się abyście w razie szkody oddali samochód do warsztatu, a ten niezwlocznie wykona naprawy i samodzielnie rozliczy się z ubezpieczycielem. Jeśli będzie chciał najpierw kasę, oznacza to, że wybraliście sobie kiepskiego ubezpieczyciela, takiego jak np. Polskie Towarzystwo Ubezpieczeń.
Kolejna rzecz, aby nie przekroczyć magicznego progu "szkody całkowitej", nie przesadzajcie z wyceną szkody, czasem warto trochę odpuścić i mieć naprawiony samochód, niż potem pocieszać się jakimś ochłapem. Lepiej wcześniej wyceńcie wartość samochodu, wg cennika którym posługuje się ubezpieczyciel (wystarczy spytać i poszperać w Sieci) i dać warsztatowi znać do jakiej kwoty mogą wycenić naprawę.
A najważniejsze to wcześniej przeczytać polisę AC i sprawdzić w Internecie rankingi oraz opinie o ubezpieczycielach.
Oczywiście nie ma ubezpieczyciela, na którym by nie wieszano psów, wystarczy poczytać fora, jednak są tacy kiepscy, jak np. PTU, których należy omijać szerokim łukiem.
Szerokiej drogi, i bezwypadkowej jazdy Wam życzę.
sobota, 19 lutego 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz